A więc...
Komentarze: 1
Jakoś ładnie trza zacząć.
Otóż, obudziłam się , a raczej obudził mnie ten wyjec. Nie było jeszcze 9 rano, ale przeciez słońce juz dawno wstało, wyjec wraz z nim, a ja jeszcze (o bogowie!) śpię. Zostałam zdarta z łóżeczka ('szybko, bo mi sie spieszy, mam jeszcze tyle roboty'), aby zawieźć rower wyjca do naprawy. Dlaczego sam sobie nie zawiezie? Bo za gruby jest, a poszła opona. Ja jako najmniejsza i najlżejsza w domu moge sobie jechać. Nikt nie pomyślał o obniżeniu siodełka, domyslam sie że zabawnie wyglądałam, jak ledwie czubkami palców sięgałam pedałów. Jechałam sobie kulturalnie i myslałam. O pewnej rozmowie na gg. Ogólnie sprowadza się całość do jednego fragmentu:
XX: hhe, jestes genialna
Ja: nienienienie
Ja: nie ma czegos takiego jak 'geniusz'
XX: a co jest?
Ja: jest raczej ktos kto potrafi wykorzystac w pełni to co wie i tworzyc cos nowego z tego i sa tacy co tylko korzystaja z tego co ten pierwszy wymysli
I w końcu uznałam, że co mi szkodzi jeszcze raz w życiu założyć bloga. Przecież zawsze mogę wymyślić coś mądrego i możnaby to uwiecznić. O, ale pięknie.
A tak prościej, to kurwa: czemu nie?
O, i na tym skończe na dzisiaj.
Dla mnie bomba siostro
To mi się podoba!
Dodaj komentarz