Archiwum 08 października 2005


paź 08 2005 wywalony śmieć
Komentarze: 0

Śmieć, czyli coś niepotrzebnego. Wywalony, bo po co trzymać to?

Przez kogo?

Były w klasie 2 osoby, które najbardziej lubiłam, którym najbardziej ufałam, z którymi najchętniej spędzałam czas. Może nie widzieliśmy sie najczęsciej, ale co z tego, skoro ich najbardziej lubiłam. Niestety, takie trójkąciki zawsze się kończą wykluczeniem jednej osoby. Powodzenia wam, miło było!

Teraz sie zastanawiam się, czy to ja czy oni.

Czyli, mamy pętle.

Zawsze trudno było mi zaufać komuś, zawsze długo to trwało. Taka już jestem. Im zaufałam. I, co mi się często zdarza, zawiodłam się. Oczywiście, troche czasu minęło, zanim okazało się, że już nie jestem z nimi. Na początku, było ok. Teraz jakoś odpadłam od nich.

Chodzę pierdolnieta od początku szkoły. Tego nie musiał nikt zauważyć. Od wycieczki troche mi gorzej na świecie, ale po mojej reakcji trudno spodziewać się wspóczucia. Od tygodnia olewają mnie na każdej przerwie, we dwójkę przeciwko mnie zawsze. I zawsze nabijali sie ze mnie. Ostatni tydzień, kompletne olewali mnie.
W piątek, pierwsza lekcja siedziałam jeszcze w miarę, przerwę też jakoś. Ale następna lekcja, była wolna, oni siedzieli a ja płakałam. Zauwazyli na przerwie, bo nie chciałam iść za nimi. Czyli taki mamy ładny koniec.

Była A., była K., była L. była M., była A., była O., był M., była E., była N, był B., a teraz oni do tej listy jeszcze. Coraz ciekawsze się to robi.

Zastanawiam się, kiedy zaczęło sie pierdolić i jak to się zaczęło. Wycieczka? Jeśli tak, to ja.

Z resztą, czy w tej chwili coś to zmieni? Raczej nie bardzo. Czyli żyje się dalej. I trzeba znowu kogoś znaleźć, poczekać, zaufać w końcu, i znowu, po jakimś czasie pożegnać w mniej lub bardziej nerwowej atmosferze.

Teraz mam M. Ona zawsze była ze mną. Od pierwszego dni, mniej lub bardziej, ale trzymałyśmy się razem. Nie jest to przjaciółka, może bardziej jest między nami więź, podobne myślenie, podobna osobowość. Coś, jak siostry. Ale nie jest to osoba, do której przybiegłabym z płaczem. Właściwie, tylko do jednej osoby potrafiłam przyjść z płaczem. Ale Ona już umarła, przynajmniej takiej wersji trzymamy się obie, Ja umarłam, Ona umarła. Oczywiście, wskrzesiło nas, ale w grobie została przyjaźń. Czasem tylko znicza któraś zapali i wspomni tą drugą.

Jeju, ale mi odwala. Po prostu, za często ktoś, komu ufałam, zostawia mnie. To niemożliwe, żeby za każdym razem była to moja wina.

A co najgorsze, mi zaczyna odwalać. Tzn, co-chwilę-płacz, gapienie w okno i żałowanie, że jestem sobą tu-teraz. Przecież, jeszcze 2 miesiące temu było inaczej, jakoś znośniej było na świecie, a małe dziewczynki nie musiały się bać o siebie. I nie traciło się przyjaźni.

eh, poplątane to troszke

ju-sia : :