Komentarze: 0
Po kolei:
Troche zamieszanie była ostatnio na blogu, bo znudził się szablonik z konwalią (ślicznie przepraszam kogoś, kto ślęczył nad nim), pora na zmiany. Przez ostatni tydzień miałam chyba 3 różne szablony. Chwilowo koniec z oczojebaniem zmianami, ten jest git. Może koło Świąt sama bym coś w końcu zrobiła... się okaże. Tamten była troche za bardzo mrokness-darkness, a takie coś razi moją delikatną psychikę. Owszem, kiedyś troche miałam odchyły, ale znowu wśród żywych jestem i nie mam zamiaru tego zmieniać. Zakręcony ten świat, ale tam nigdy nigdy nigdy nie wrócę.
Logicznie, podwójne zaprzeczenie sie zeruje, czyli powinnam wrócić. Ale 17 lat życia uczy, że nigdy sie nie wraca. Wrócić można tylko do tego samego, a przecież wzszystko się zmienia. Nawet Bóg. Był sprawiedliwy, był życiem, był kochający i miłosierny, był surowy i sprawiedliwy...
A ja tak bym chciała wierzyć. Wyklucza mnie to jako agnostyka, ale to dobrze, to było nienormalne. Nautra ludzka: chcę wiedzieć, chce znać Prawdę. Nie można olewać czegos tak ważnego. Ja wiem, że On gdzieś jest. Tylko ja nie mogę uwierzyć
Po wywiadówce, spodziewałam się krzyku, szarpania, zakazów na wszytsko i poważnej rozmowy: co ci się dzieje?
A tu wałek, po powrocie: pochwała, postaraj sie lepiej z angielskim i ruskim. No i "cały twój problem polega na tym, że ty się nie możesz zdecydować. Powinnaś się zająć tym, co zdajesz na maturze, reszte zaliczyć na poziomie dostatecznym. No Ola, co bedziesz zdawać na maturze?". Nie wiem.
No właśnie, nie wiem. Zazdroszczę biolchemom, matfizom i humanom. Oni wiedzą co z sobą zrobić. Ja nie. Poszłam na mat-hist, bo nie było ogólnego, myślałam, ze wciągu roku sie zdecyduję. Gówno, dalej nie wiem. Dlatego: "musisz troche posiedzieć na necie i poszukac sobie czegoś chociaż srednio-interesującego".
Obydwa przytoczone fragmenty to wypowiedź starego. Ładnie sie zakręcił ten świat. Przeciez ten człowiek całe życie uważał, że powinnam byc zawsze naj i 5 z matmy nie przeszkadza 5 z anglieskiego. Nonono.
Nie tylko dlatego świat zakecił. Prawie dwa tygodnie temu odezwał się ktos do mnie. Po dość długim czasie. Wyszło troche nie bardzo bo byłam niebardzo szczęsliwa, ale sam fakt, że nie ma mnie tak cnetralnie w dupie, zaczynam wierzyć w jakąkolwiek przyszłość, która nie jest nudna i szara. I że świat tak się zakręci, że wpadnę na kogoś, kto... eh, po prostu od razu zachciewa się bardziej życ niż wcześniej. I znowu mam tą głupią nadzieję.
Śnieg pada. Cieszę się. Świat będzie nie tylko zakręcony, ale i piekny. Babcia dzwoniła, ze mogę przyjezdzać do USA w tym roku. Czego można więcej chcieć? Tylko jednego. Zagadka tysiąclecia: kogo? Do wygrania: dosłownie kupa.
I czym jest szczęście? Ja chyba wiem