Archiwum styczeń 2006


sty 30 2006 Po-krzywa, drugie ukłucie
Komentarze: 0

Teraz się jeżozwierzów przyczepiłam. Miła odmiana. Trzeba tylko gdzies jakiegos znaleźć. Do roboty Oluś.

I znowu KULT, tym razem 'Do Ani'. Straszna jestem.

Jestem obleśna, ale pewien gorsecik zaczyna się podobać coraz bardziej. Tylko, kto mi sfinansuje taki odchył? Ha, lajf is brutal end ful of zawadzkas (wg Krwawej Mary).

Znowu oglądałam zdjęcia wszelkich zjebów. I tak pomyślałam 'zjeby zjebami, ale jak idzie ulicą, przynajmniej zapamietasz'. No, i jeszcze żeby być kompletnym zjebem potrzebna jest albo głupota albo odwaga. Brakuje jednego i drugiego.

Kurcze, oprócz pokrzywy 'mentalnej' chciałabym jednak prawdziwą pokrzywę, w doniczce, taką, która trzeba podlewać wodą, o którą trzeba dbać. Eh, tak to jest, jak ktos obieca.

Mam sie nie denerwować, o tak, żadnego denerwowania, zbyt wiele szarych komórek mnie to kosztuje. Nawet klawiatura zalana keczupem mnie nie rusza, wcale. Ani okruszki w moim łóżeczku. Ani tym bardziej pajęczyna na oknie. Wcale. Uff, trzeba oddychać, i samo przejdzie. Prosze, jaki świat jest piekny.

Coś ważnego. Iskierka zdeptana. Nie przeze mnie, nie przez Pana Zainteresowanego (kiedyś, daaaawno). Dość nagle. Teraz mi trochę szkoda, chyba nawet nie chciałam. Czy chcę ją jeszcze poszukać i uratować to co zostało? Chyba tak. Tylko, że wiem, że to sensu nie ma. Żadnego. Więc: co dalej? Pomartwię się bliżej rozdroża, teraz jeszcze jest prosto, nikt nie każe mi wybierać. Problem się dopiero zbliża. Nie lubię tej chwili, gdy muszę wybrać. Eh, lajf is wery brutal. End bjutiful. Jakos dam radę, może nawet będzie miał mi kto pomóc... najwyżej nie. 'Powodzenia!' już nie starczy.

Poczytam znowu 'Slapstick'. Chyba, że dopadne wreszcie 'Śniadanie mistrzów'. Eh, WIWAT VONNEGUT!!!!

Eh, po prostu kończę, a zajmę się czymś konstruktywnym. Np, pogadam z kims o przyjaźni, a z kims innym o olewaniu. Kiedyś trzeba

ju-sia : :
sty 26 2006 Po-krzywa, pierwsze ukłucie
Komentarze: 1

wiem, że głupie. i co z tego?

będę hodować pokrzywę w doniczce. odbiło mi z tymi pokrzywami? może trochę. sama jestem pokrzywą, to ciągnie mnie do swoich.

jedyne, co moge powiedzieć, to 'do widzenia'. tylko, kurwa, do kogo? sama nie wiem.

ogólnie: co mi się dzieje? brrr, sama nie wiem. wkurzona nie jestem, smutno mi trochę, ale to nie powód to odchyłów tego stopnia. żal? nieee, to jeszcze nie to.

brakuje takiego słowa. z resztą, nawet gdyby było gdzieś, odnosiłoby się chyba tylko do mnie. egoistka jestem. paskudna egoistka.

jedyne, co mnie czeka, to codzinne podlewanie pokrzywy. tylko, po jaką cholerę, do tej pory nie rozumiem. czy ja chcę za dużo?

na pewno za dużo pytam, za dużo chce wiedzieć. pierwszy błąd.

drugi błąd, wierzę, że kiedyś, chociaż przez sekundę, będzie ok.

błąd trzeci: i tak nie wiem co zrobić.

no, to klasa, byle tak dalej. poza spaloną buźką, poza paroma głupimi przezwiskami, poza grafitem wbitym w ramię, nie mam nic (jak fragment wyjątkowo kiczowatej piosenki disco polo).

gdy kiedyś jakieś maleństwo mówiło 'chce być jak Ola' cieszyłam się. teraz gdyby ktokolwiek tak powiedział, uciekłabym. takiego czegoś jak ja starczy jedno.

a tak wogóle, to powinnam się leczyć. gapienie się w ściane i szukanie w niej sensu istnienia to wyjątkowo ciężkie schorzenie. terapia: baaardzo wstrząsowa. wiwat! i lećmy nad kukułczymi gniazdami. tylko samej trochę smutno. z kimś tam nie da się polecieć. nie mogę ciągle udawać, że mała iskierka już nie istnieje. w stosie popiołu w końcu zgaśnie, tylko kiedy? i czy żaden, no żaden osobnik nie dmuchnie w iskierkę, aby znowu ją rozpalić? to byłoby lekko nie-ludzkie.

po prostu przytulę moje 21 misiów i pójde grzecznie do łóżeczka, rano wstanę, odsłonię okna i jak zwykle uznam, że się nie rozumiem, że jestem nienormalna i żałuję, że jestem właśnie sobą, a nie kimkolwiek innym, pójde grzecznie do szkoły, ze szkoły do domu, tralala, wiadomo-co-dalej: to samo, to samo. tylko, gdzie ja w tym wszytskim zgubiłam sen?

na wieczne wspomnienie i zapomnienie, podpisuje się pod tym wszytskim tu i teraz, o tak (czyt. 'Oooo tak'). Po-krzywa, Krzywa Po, Później Krzywa, Później Po-Gięta, Później, Gięta, Po.

ju-sia : :
sty 20 2006 Trucizna i pare zasad
Komentarze: 4

Jak powiedziałam, dzisiaj moich 20 zasad życia. Kolejność właściwie przypadkowa:
1. W szkolda spędzam mniej niż 50% dnia. A to znaczy, że szkoła stanowi (proporcjonalnie) mniej niż 50% moich problemów. Lajcik.
2. Na świecie jest 8 mld ludzi, na pewno w końcu wpadne na kogos wartego wpadnięcia
3. Wszyscy tak samo, to ja po swojemu
4. Zadnego klasyfikowania
5. i oceniania.
6. "razem rozpierdalamy martwe skamieniałe mity" :P
7. Szukam kogoś, z kim mogłabym rozpieprzyć świat na kawałki.
8. Zawsze znajdzie się sposób, by wyrazić to, co się myśli
9. Nie wszytsko, co sie chce wiedzieć, NAPRAWDE chce się wiedzieć (troche poplątane), ale można to zrozumieć dopiero, gdy się już dowie
10. Zawsze jakoś będzie, najwyżej gorzej niż zwykle, ale przynajmniej jakaś odmiana w życiu.
11. Jestem totalnie wyjątkowa, jak każdy na tej pieprzonej ziemi.
12. Samemu niewiele można, najwyżej wszystko schrzanić; z kimś można kroić nóż lewą ręką.
13. Gdzieś jest coś, w co warto wierzyć, czy to ważne, jak nazywasz to. Bogiem, czy po prostu Dobrem.
14. I nikt nigdy nie odbierze mi moich myśli, będą zawsze i do końca ze mną.
15. Rób co chcesz, będzie jak ma być.
16. No, a poza tym życie to bardzo przyjemne uczucie, troche szkoda byłoby je stracić, nie ważne jak bardzo zjebałoby się.
17. Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się czegoś nie zrobiło.
18. Słuchać co mówią inni, robić tak, jak się czuje.
19. Są rzeczy dla których warto zrezygnować z 5 z fizyki/matematyki/anigielski/...
20. No, i lajcik, nie?

Przepisane dokładnie, tylko pare literówek pousuwałam.

A skoro już o fizyce, byłam zagrożona, w końcu, bardziej przez litość niż oceny dostałam 2. Aż mi głupio.

Miałam o truciznach. Pewną truciznę wywaliłam z mojego życia. Szukam nowej, śliniejszej i śmiertelnej. Obym tylko się nie pomyliła tym razem i naprawde zatruła się śmiertelnie. Dość dennie ujęte, ale w moim przypadku wyjątkowo trafnie.

no, to tyle

ju-sia : :
sty 17 2006 wolność?
Komentarze: 3

Tak można to ładnie nazwać. Co sie stało takiego? Chyba od pewnego spotkania sobotniego, rogalików, głupich zdjęć uznałam, że nie moge się przywiązywać żadnym sznurkiem do kogoś, kto tak naprawde nie istnieje w moim świecie. Brawo! Troche to trwało, ale chyba jest ok.

Poza tym, nieco bliżej jest pare osób, którymi trzeba się zająć. A niektórym powybijać górne jedynki za gapienie się na lekcjach:D:D

Tym bardziej woła Ameryka. Boję się tylko o jedno, czy na lotnisku przepuszczą mnie, gdy mój paszport za pół roku wygaśnie. Czy bedę miała co czytać teraz. A mnie tak ciągnie tam.

Tęsknię dalej, ale raczej za pewną przyjaźnią, która zgniła. I za Amy. Zawsze i wszędzie. Moja moja, kochana, najkochańsza, trzymała mnie za rękę, wołała mnie, gdy przyjeżdżała, przestawała płakać, gdy podchodziłam. Tego mi brakuje, gdy ktos, tęskni za mną, chce mnie zobaczyć, cieszy się, że jestem. I jej śliczne, ciemnoniebieskie oczy, patrzyła na mnie tak inaczej. Tak, że wciąż za nią tęsknię, chcę wziąć ją do wózka i usłyszeć, że mam śliczną córkę, podobną, dlaczego tylko jedną, czy chłopak mnie nie kocha. Jak to nazwać?

Wiem mniej więcej, dlaczego jestem Barbie. Cytuję: "chodzi mu o to, że jesteś taka ładna". Nonono, aż sie miło człowiekowi robi na zbolałej duszyczce.

I jednocześnie, usmiechy w szkole od paru osób, których nie podejrzewałabym o przynawanie się do 'znania' mnie. I ciągłe prośby, aby na feriach 'poprawić sylwestra', ale w większym gronie i tym razem 'spijemy Olkę kompletnie, wtedy sobie pogadają z Szymkiem o sztuce cywilizacji, kulturze, artyźmie, filozofii i historii'. Nie dam się!

Moja kochana (tfutfutfu) szkoła robi 'powitanie ferii', na samych feriach szykuje się ze dwie osiemnastki, jak średnio-dobrze pójdzie wypad na narty (to dopiero komadia będzie), wypad do Krakowa i kucie z polskiego. Nie wiem czemu, ale wszytsko to cieszy mnie, łącznie z kuciem. I tak bedzie ok. Zawsze jest ok. Trzeba tylko to zobaczyć.

Wiem, że to jeszcze gorsze niż Rancid (przynajmniej w moim przypadku), ale Jaded króluje w tym tygodniu.

To wszystko smakiem wolności, wymieszanej z żalem, za przyjaźnią, którą w sumie rozpierdoliłam. Trudno, po prostu tak mam.

I wierzę w jedno, spotkam Kogoś, dokładnie Kogoś. Gówno mnie obchodzi, zdanie i życzenia innych. Po prostu wierzę. O tyle lepiej, że teraz wiem, że tak na pewno będzie. Ale to dokładniej rozwinę nastepnym razem. Ogólnie, wierzę.

ju-sia : :
sty 13 2006 Logikuję dalej
Komentarze: 10

No tak, dzisiaj spisałam 20 zasad, którymi kieduje się w życiu (a przynajmniej chciałabym). Zasady te pewnego dnia (za tydzień?) wpisze tu. A chwilowo zajmę się moją logiką (tak tak TAK!) i wszytskimi odchyłami, a także pewnymi ideami, które powstały w trakcie pewnej środowej rozmowy.

Po pierwsze, potrzebny mi ktoś, kto ze mną rozpierdoli świat. Dlaczego? Bo cały świat to pieprzona maszyna, która idzie sobie po swojemu, sama się napedza, trzeba ostrożnie działać, zgodnie z instrukcją (tylko, kto ją zna?), rysuje czarną kreskę między dobrym a złym. Bo większość ludzi to myślące maszyny, zaprogramowane, o pewnych granicach, których nie potrafią przekroczyć, współdziałają ze światem. A tych paru, którzy w jakis pieprzony sposób nie jest maszynami? Cóż, niewiele mogą, poluzować śrubkę, stłuc żaróweczkę, przeciąć jeden z przewodów. Niewiele, ale dzięki temu świat się lekko pierdoli, nie pracuje zgodnie z programem i jest miejsce na maleńką inność. Ale działając samemu niewiele można. Ja jestem za mała, nawet nie sięgam do śrubek, nie dam rady sama podnieść śrubokręta.

I kolejne pytanie nasuwa się. Więc z kim? Nie wiem, naprawde. Gdybym wiedziała, cóż, wesoło by było. Maszynki kochane, bójcie sie, co się stanie, gdy pewnego pieknego słonecznego dnia wpadnę na kogoś, kto mi pomoże. Obiecuję, wybuchnie coś. Tylko wciąż nie wiem co.

A jaki powinien być ten ktoś. O, to już lepsze. Pojebany jak ja, może troszke mniej, mnie mam zamiaru posyłać świata na tamten... świat. To chyba całe wymagania, z resztą, co za różnica, jak znajdę, to będzie to idealnie odpowiednia osoba. Czy to ważne jaka będzie. Właściwie, to jaki będzie.

Czy coś jeszcze? Cytuję M. "jesli to bedzie Ta osoba, to nawet bedac z Nia bede czula sie tak samo, jakbym sobie Ją wielbila w samotnosci". To chyba już naprawde ideał.

Właśnie tego wszystkiego chcę: po prostu chce kochać i mieć z kim iść i rozpierdalać świat, chcę kogoś, kto byłby w pewien sposób wieczny, chcę nie być sama w taki paskudny sposób.

Przyjemny nastrój mam. Spowodowane? Bo wreszcie, po ponad 2 tygodniach duszenia się powiedziałam komuś co mi sie dzieje, bo przestałam wierzyć w niektóre, kiedyś, świętości dla mnie, bo, do cholery, mam paskudną świadomość, że nigdy dla nikogo nie będę Buddą (ładnie ujete przez M.), bo za często słucham Rancid (wiem, syf, zapraszm z widłami pod moje okno i linczować), NoFX i AFI. Zajebisty komplecik.

aaa, i nowa 'tradycja'
KOCHAM CIE KOCHAM CIE, TYLKO CO CIE TO KURWA OBCHODZI?

ah, jak ulżyło

ju-sia : :