Komentarze: 10
No tak, dzisiaj spisałam 20 zasad, którymi kieduje się w życiu (a przynajmniej chciałabym). Zasady te pewnego dnia (za tydzień?) wpisze tu. A chwilowo zajmę się moją logiką (tak tak TAK!) i wszytskimi odchyłami, a także pewnymi ideami, które powstały w trakcie pewnej środowej rozmowy.
Po pierwsze, potrzebny mi ktoś, kto ze mną rozpierdoli świat. Dlaczego? Bo cały świat to pieprzona maszyna, która idzie sobie po swojemu, sama się napedza, trzeba ostrożnie działać, zgodnie z instrukcją (tylko, kto ją zna?), rysuje czarną kreskę między dobrym a złym. Bo większość ludzi to myślące maszyny, zaprogramowane, o pewnych granicach, których nie potrafią przekroczyć, współdziałają ze światem. A tych paru, którzy w jakis pieprzony sposób nie jest maszynami? Cóż, niewiele mogą, poluzować śrubkę, stłuc żaróweczkę, przeciąć jeden z przewodów. Niewiele, ale dzięki temu świat się lekko pierdoli, nie pracuje zgodnie z programem i jest miejsce na maleńką inność. Ale działając samemu niewiele można. Ja jestem za mała, nawet nie sięgam do śrubek, nie dam rady sama podnieść śrubokręta.
I kolejne pytanie nasuwa się. Więc z kim? Nie wiem, naprawde. Gdybym wiedziała, cóż, wesoło by było. Maszynki kochane, bójcie sie, co się stanie, gdy pewnego pieknego słonecznego dnia wpadnę na kogoś, kto mi pomoże. Obiecuję, wybuchnie coś. Tylko wciąż nie wiem co.
A jaki powinien być ten ktoś. O, to już lepsze. Pojebany jak ja, może troszke mniej, mnie mam zamiaru posyłać świata na tamten... świat. To chyba całe wymagania, z resztą, co za różnica, jak znajdę, to będzie to idealnie odpowiednia osoba. Czy to ważne jaka będzie. Właściwie, to jaki będzie.
Czy coś jeszcze? Cytuję M. "jesli to bedzie Ta osoba, to nawet bedac z Nia bede czula sie tak samo, jakbym sobie Ją wielbila w samotnosci". To chyba już naprawde ideał.
Właśnie tego wszystkiego chcę: po prostu chce kochać i mieć z kim iść i rozpierdalać świat, chcę kogoś, kto byłby w pewien sposób wieczny, chcę nie być sama w taki paskudny sposób.
Przyjemny nastrój mam. Spowodowane? Bo wreszcie, po ponad 2 tygodniach duszenia się powiedziałam komuś co mi sie dzieje, bo przestałam wierzyć w niektóre, kiedyś, świętości dla mnie, bo, do cholery, mam paskudną świadomość, że nigdy dla nikogo nie będę Buddą (ładnie ujete przez M.), bo za często słucham Rancid (wiem, syf, zapraszm z widłami pod moje okno i linczować), NoFX i AFI. Zajebisty komplecik.
aaa, i nowa 'tradycja'
KOCHAM CIE KOCHAM CIE, TYLKO CO CIE TO KURWA OBCHODZI?
ah, jak ulżyło